Mówi o sobie, że ma gust muzyczny siedemdziesięciolatki. Od lat pielęgnuje w sobie gen zbieracza i z zadowoleniem patrzy na to, jak powiększa się jej kolekcja płyt. Joanna Śledziejowska, Starszy Specjalista ds. SEO opowiedziała o tym, co jej w duszy gra. I czy zatańczy do disco-polo.
Pamiętasz swoją pierwszą płytę?
O dziwo tak. W szóstej klasie podstawówki kupiłam „The Eminem Show”. Mam ją do dzisiaj, słucham i się nie wstydzę (śmiech). Praktycznie zawsze dostawałam płyty pod choinkę czy na urodziny, sama też kupowałam krążki ulubionych artystów. Nie traktowałam tego wówczas jako hobby, po prostu, płyty zawsze były wokół mnie. Mój gen zbieractwa objawiał się raczej w kolekcjonowaniu kart telefonicznych. Aż kiedyś trafiłam na jakieś forum, na którym ludzie pokazywali swoje kolekcje płyt i pomyślałam, kurde, też tak chcę.
I wtedy zeszłaś do piwnicy w domu babci.
I odkryłam karton wypełniony po brzegi winylami. Między kolędami i innym radzieckim szrotem ukrywały się krążki Maanamu, Republiki czy Krystyny Prońko. Znalazłam pasję.
Jak rosła Twoja kolekcja?
Decyzję o powiększaniu kolekcji rozpoczęłam od około 80 kompaktów i tych 50 winyli od babci. Teraz mam 400 czarnych płyt i ok. 330 kompaktów. W podstawówce słuchałam dużo rapu, potem weszłam w soul i funk, bardzo lubię polską muzykę z lat 70. i 80. Kolekcja rosła, a mój gust muzyczny też się zmieniał. Na przykład Beatlesi. Owszem, znałam kilka piosenek, ale nie poświęcałam ich twórczości wiele uwagi. Później doszło do mnie, jak dużą rolę odegrali w historii muzyki, jak bardzo ich twórczość zainspirowała kolejne pokolenia artystów. I udało mi się skompletować ich całą oficjalną dyskografię – dwanaście studyjnych albumów, z których mój ulubiony to ich ostatni wspólny krążek – „Abbey Road”. W ogóle ze mną jest tak, że jak kupię jedną płytę z kolekcji, będę musiała kupić wszystkie. Jest taka fajna seria Polish Jazz – ma ponad osiemdziesiąt płyt. Długo wstrzymywałam się, żeby nie kupić pierwszej.
I co, nie kupiłaś?
Kupiłam, oczywiście, że kupiłam. Na razie mam trzy i w tyle głowy cały czas mi się kołacze, że chciałabym mieć komplet. Ale moje podejście do kolekcji zmieniało się na przestrzeni lat. Kiedyś czułam wieczny niedosyt, musiałam wciąż powiększać zbiory, często myślałam o tym, żeby kupić kolejną płytę, dopełnić następną dyskografię. Teraz, jak patrzę na kolekcję, jestem z niej zadowolona. Podoba mi się, w jaką stronę zmierza. Oczywiście, nadal chcę ją powiększać, ale teraz jest to dla mnie już czysta przyjemność. Zero presji.
Jak katalogujesz płyty, masz na to jakiś sposób?
Mam konto w bazie internetowej tworzonej przez użytkowników discogs.com. Dodaje się w niej nie tyle płytę, a jej poszczególne wydania, bo jedna płyta może mieć ich nawet sto. Kupiłam kiedyś cztery kompakty Led Zeppelin w dobrej cenie, ale po czasie stwierdziłam, że to jest akurat taki typ muzyki i taka dekada, że wolałabym mieć je na winylu. I na Black Friday zamówiłam trzy z nich na winylu. Kiedyś chodziłam na giełdę albo do sklepu z konkretną listą zespołów czy płyt. Teraz raczej idę na żywioł. Najpierw robię wstępny przegląd, staram się zajrzeć do każdego pudełka z muzyką, którą lubię. Zbieram, powiedzmy, dwadzieścia płyt i robię selekcję. Wychodzę z czteroma, pięcioma krążkami. Chociaż zdarzają się oczywiście odstępstwa od tej reguły. Po obejrzeniu latem filmu „Rocketman”, zorientowałam się, że nie mam w kolekcji żadnej płyty Eltona Johna. Pomyślałam sobie, że super by było, gdyby pojawił się kiedyś na giełdzie jego krążek. I niedługo potem go wyszperałam. I to było bardzo fajne.
Czego jeszcze słuchasz?
Bardzo lubię Maanam, uważam, że to jeden z lepszych zespołów w Polsce i myślę, że gdyby wydawali w Stanach, zrobiliby dużą karierę. Lubię Halinę Frąckowiak, która jest dla mnie funkiem w czystej postaci, szczególnie z Grupą ABC. Lubię rzeczy, których kiedyś się może nie doceniało, a teraz wracamy do nich w remiksach, na przykład dzięki projektowi The Very Polish Cut-Outs. Zremiksowali na przykład „Kiedy byłem małym chłopcem” Breakout albo „Jesteś lekiem na całe zło” Krystyny Prońko – wszyscy to znają. Ale ja uważam, że jej najlepsza piosenka to „Specjalne okazje”. Ogólnie gust muzyczny mam zbliżony bardziej do siedemdziesięciolatki (śmiech). Nie czuję specjalnej misji nawracania ludzi, aby wyłączyli disco-polo i posłuchali czegoś ambitnego, ale kiedy słyszę utwór, o którym wiem trochę więcej, albo uważam, że oryginał jest ciekawszy, nie omieszkam o tym opowiedzieć w towarzystwie.
Pytana czy niepytana?
No, niepytana raczej. Ale dla mnie to jest po prostu ciekawe! Wiem, że pewnie dla 85 procent ludzi nie ma znaczenia, czy piosenka o której mówią, jest coverem, ale mnie to ciekawi. Często poprzednia wersja jest lepsza albo po prostu inna. Lubię nie tylko słuchać muzyki, ale interesuje mnie też jej historia, wpływ na społeczeństwo. Lubię sprawdzać daty powstawania utworów, szukam ciekawostek na temat artystów. Jeśli temat mnie zaintryguje, zaraz zaczynam „googlować”. Nie narzucam jednak nikomu swoich wyborów. To, czego słuchamy to nasza osobista sprawa.
A na weselu zatańczysz przy „Szalonej”?
Nie. Ani ta piosenka, ani same wesela, to nie moja bajka.
Dodatkowo otrzymasz bezpłatnie dostęp do kursów z marketingu internetowego.